– Siedzę sobie i czekam na koniec zmiany, – Paweł przełknął przedostatni kęs śniadania przygotowanego rano przez żonę – kiedy widzę, że w kolejce ustawia się ten gość. Wszyscy wiedzą, że szmugluje, ale nikt nie potrafi go złapać. Wiecie o którym mówię?
– Ten, co go kilka lat temu ktoś przyłapał na złamaniu paragrafu 50, jak przenosił 570 par rajstop? – Wyrwał się Robert.
– Ten sam. Ale nie przyłapał, a tylko chodzą legendy, że przyłapał – Odparł Paweł. – Wiesz ile już pracuję? Wiesz! Kawał czasu. A za mojej kariery zawsze mu się udawało. Sam nie raz już go próbowałem, ale wracając do opowieści… Na czym to ja…?
– Że go widzisz, jak staje w kolejce. – Przypomniał któryś z kolegów.
– No tak. – Podjął celnik, wkładając ostatni kawałek bułki do ust. – Myślę sobie: czekaj, gagatku. Choćbym cię miał pół dnia przeszukiwać, znajdę. Kiedy przyszła jego kolej… Jest jeszcze kawa? – Przerwał na chwilę.
– Oczywiście! – Odpowiedział Marek. Wczoraj zarekwirowałem pół ciężarówki. – Takie żarty znakomicie rozładowywały atmosferę podczas przerwy śniadaniowej.
– Dobra, dobra! Młody, – zwrócił się się do najmłodszego zarówno wiekiem jak i stażem – nalej no mi do pełna. Tylko nie żałuj cukru.
Młody pokornie wziął kubek i podszedł do stojącego w rogu ekspresu do kawy. Tym czasem Paweł kontynuował.
– Podchodzę, wiecie, standardowe: ma pan coś do oclenia?
– Oczywiście powiedział, że tak… – ktoś wtrącił ironicznie, mrugając znacząco okiem.
– A jakże! Powiedział tylko, że ma tylko w walizce 7,5 paczki papierosów. No to ja go dawaj na osobistą. Najpierw każę mu otworzyć walizkę i co? Nic, tylko te fajki. Każe zatem opróżnić kieszenie. Poza paroma śmieciami, które chyba każdy nosi przy sobie, absolutnie nic. Aż mnie krew zalewa, bo ja wiem, że ma. On też wie, że ja wiem, że przemyca i śmieje mi się w twarz…
– I co? Znalazłeś? – Odezwał się jakiś zniecierpliwiony głos.
– Zaraz… Kazałem się rozebrać do bielizny… I oczywiście NIC! Już miałem odpuścić, gdy jeszcze raz spojrzałem na walizkę. Coś mnie tknęło i zauważyłem, że z zewnątrz wydaje się trochę grubsza niż po otworzeniu. Ale tylko trochę. Może złudzenie, ale…
– Podwójne dno… – Powiedział bardziej do siebie niż pozostałych Młody.
– Dobrze kombinujesz, Młody. Ale tak sprytnie ukryte, że gościa i tę cholerną walizkę przez bite 70 minut przeszukiwałem i nie zauważyłem. A wiesz ile już pracuję. Kawał czasu. Różne rzeczy widziałem. Otwieram walizkę, podnoszę dno i… Nigdy nie zgadniecie…
– No gadajże! – Atmosfera zniecierpliwienia ogarniała już nie tylko Roberta, ale i pozostałych.
– Otwieram walizkę a tam podwójne dno. Pod nim zaś miał ukryty sens…
Wrocław, 2006-02-27