Pukanie do drzwi rozdarło ciszę panującą od samego rana, a przerywaną jedynie z rzadka przez sennie snujące się, pod oknami biura, pojazdy.
– Proszę! – odpowiedział mechanicznie mężczyzna siedzący za biurkiem.
Podniósłszy głowę odruchowo spojrzał na zegar. Dochodziło pół do dziesiątej.
Niech szlag trafi gościa, który wymyślił, że pracować można również w soboty. – pomyślał ze złością.
Drzwi skrzypnęły nieśmiało i stanął w nich, na oko, trzydziestopięcioletni mężczyzna.
– Zapraszam. – wyszczerzył zęby w wyuczonym, mocno nienaturalnym uśmiechu i wskazał krzesło po przeciwnej stronie swojego biurka. – W czym mogę służyć?
Mężczyzna zamknął za sobą drzwi i po przebyciu niepewnym krokiem pomieszczenia, wciąż oglądając się za siebie, zajął wskazane mu miejsce.
– Bo ja… Dzień dobry. – zaczął. – Nie jestem pewien, czy dobrze trafiłem… Widziałem ogłoszenie w gazecie i pomyślałem, że… Właściwie, to bardzo potrzebuję… Czy państwo rzeczywiście…
– Jeśli próbuje pan spytać o profil naszej działalności, to tak, naprawdę sprzedajemy kłamstwa. Począwszy od malutkich, niewinnych kłamstewek, przez zwykłe kłamstwa, wielkie łgarstwa a na obietnicach wyborczych skończywszy. Proszę mi opowiedzieć, co pana trapi a z całą pewnością znajdziemy dla pana jakieś odpowiednie, okolicznościowe kłamstwo.
– A już myślałem, że to jakiś żart. Zatem panie… – klient najwyraźniej odetchnął z ulgą, po czym spojrzał na tabliczkę na biurku, z której odczytał imię swojego rozmówcy. – Panie Zbyszku, zabalowałem wczoraj z kolegami po pracy. Poszliśmy na piwo, później drugie… Jak wrócę do domu to mi żona głowę zmyje. Potrzebuję jakiejś dobrej wymówki. Jakiegoś… Bo ja wiem… Usprawiedliwienia.
– Oczywiście, rozumiem. – Pan Zbyszek sięgnął do leżącego nieopodal segregatora z dużym napisem CENNIK, po czym otworzył go mniej więcej po środku. – Czy na tym p i w k u kobitki też były?
– Ależ skąd! Tylko piwko… No, może nie tylko piwko, – mrugnął porozumiewawczo okiem. – ale tylko z kumplami. Żadnych kobiet.
Sprzedawca przerzucił jeszcze kilka kartek aż znalazł odpowiednią stronę. Przez chwilę w skupieniu przesuwał po niej wzrokiem.
– W porządku. To będzie dwieście pięćdziesiąt złotych.
Po chwili na biurku pojawiły się pieniądze i równie szybko zniknęły w jego szufladzie za sprawą wprawnej ręki pana Zbyszka, który z tej samej szuflady wyciągnął gazetę i zaczął ją czytać.
Trzy minuty później lekturę prasy przerwał nieco zniecierpliwionym głosem klient.
– Przepraszam, a co ze mną i tym kłamstwem dla mnie?
– Ooo! A pan jeszcze tu jest? – szczerze zdziwił się pan Zbyszek. – Myślałem, że już pan sobie poszedł. Czyżby nie spodobało się panu nasze kłamstwo?
– Zaraz, przecież nic nie dostałem!
– Ależ owszem.
– Wcale nie.
– Proszę pana, przed kilkoma minutami sprzedałem panu jedno z najlepszych kłamstw w naszej bogatej ofercie.
– Zatem chcę złożyć reklamację. Wcale mi ono nie odpowiada.
– Bardzo mi przykro, ale nie możemy przyjąć reklamacji z uwagi na specyfikę sprzedawanego produktu. W ten sposób każdy chciałby od nas kupić jakieś kłamstewko lub łgarstwo a następnie, kiedy je pozna, złożyć reklamację i zażądać zwrotu pieniędzy. Puścili by nas z torbami. Może, gdyby mógłby mi je pan zwrócić w stanie nienaruszonym, jeszcze niepoznane, to dałoby radę coś z tym zrobić, ale tak… Rozumie pan. – bezradnie rozłożył ręce i wzruszył ramionami.
Mężczyzna zerwał się błyskawicznie z krzesła z poczerwieniałą ze złości twarzą. Trzema susami w ciągu zaledwie chwili znalazł się przy wyjściu. Stojąc w drzwiach obrócił się jeszcze chcąc najwyraźniej jeszcze coś krzyknąć, ale zrezygnował i jedynie tak mocno trzasnął za sobą drzwiami, że wiszący, po prawej stronie biurka, obrazek nieco się przekrzywił.
– Kolejny zadowolony klient. – powiedział powiedział pan Zbyszek sam do siebie, po czym wrócił do przerwanej lektury.
Wrocław, 2006-12-24