Już nawet nie chodzi o to, że Jakub odczuwał złość z powodu tego, co się stało. Prawdę mówiąc było mu to obojętne. Tak samo jak to, że ludzie odwracali wzrok, kręcąc głowami i znacząco cmokając. Nawet niespecjalnie obchodził go fakt, że nie żyje. Tego stanu był akurat zupełnie pewien. Nawet dość cierpliwa i uparta osoba, jaką zdawał się być Jakub, nie jest w stanie zbyt długo ignorować faktu, że głowę i resztę Jakuba dzieli pewna znacząca przestrzeń. W chwili obecnej odczuwał coś na podobieństwo złości. Z grubsza. Zazwyczaj, kiedy ogarniała go wściekłość, krew napływała mu do głowy, serce nakarmione adrenaliną, waliło tak mocno, że z powodzeniem mogłoby udawać perkusistę, a żołądek kurczył się i podchodził do gardła. W chwili obecnej na przeszkodzie tych wszystkich zjawisk stały drobne problemy natury technicznej. Uczucie, którego obecnie doświadczał Jakub, rodziło się z poczucia społecznej niesprawiedliwości. Wszystko było nie tak. Miał być tunel z jasnym światełkiem na końcu, w kierunku którego mógłby podążać, a tymczasem ani tunelu ani nawet światełka w postaci żarówki choinkowej. Nie miał nic przeciwko przekraczaniu rzeki w łódce lub choćby wpław. Nawet Walkiria byłaby na miejscu. Tymczasem prócz tego, że z łatwością był w stanie, bez pomocy lustra, obejrzeć swoje plecy, nic się nie zmieniło. Wciąż widział i słyszał, co się dzieje, a tak nie powinno być.
I pamiętał.
W gruncie rzeczy, takie coś powinno móc się przytrafić jedynie w filmie. I to jeszcze takim, którego budżet zamykał się w kwocie, niewiele przekraczającej wartość tego, co akurat grupa znajomych, po wypiciu jednego piwa za dużo, wpadłszy na pomysł nakręcenia filmu, znalazła w kieszeniach. Włączając w to kawałek sznurka i otwieracz do butelek. Dwóch gości niosących szybę i facet na motorze, który postanawia pomiędzy nimi przejechać. Chyba każdy przyzna, że brzmi to dość absurdalnie. Jakub poprzysiągł sobie, że już więcej nie wsiądzie na motor, a przynajmniej nie wsiadłby, gdyby miał taką możliwość.
Po pewnym czasie nadeszła ciemność. Potem znów jasność, choć nieco mniejsza, bo ktoś litościwie zasunął mu kotarę powiek na oczy, gdy zamykał go w chłodni. Domknięte powieki raz stawały się jaśniejsze, raz ciemniejsze, gdy spróbować przez nie patrzeć. W końcu zrobiło się całkiem ciemno. Na dłużej niż do tej pory. Zmysł słuchu, który wciąż radził sobie całkiem zgrabnie, nie pozostawił wyobraźni Jakuba zbyt dużego pola do popisu. Odgłos ziemi spadającej na wieko trumny, dawał pewne ukojenie i spokój wewnętrzny.
Zapowiada się długa wieczność – pomyślał Jakub i zaczął liczyć owce. Gdy te się skończyły, przeszedł do krów, słoni, myszy, żyraf, ślimaków i innych zwierzątek. Kiedy skończył, rozpoczął od początku, by się upewnić, że żadnego nie przeoczył.
Warszawa-Wrocław, 2009-12-11